Banishers: Ghosts of New Eden. Obyś nie był sędzią we własnej sprawie Email
Wpisany przez Wojciech Słota napisz do autora    poniedziałek, 12 lutego 2024 17:41

Gra Banishers: Ghosts of New Eden trafi do użytkowników komputerów osobistych i konsol z całego świata jutro (13 lutego), ale nasza redakcja – dzięki uprzejmości polskiego wydawcy – miała szansę zapoznawać się z nią od ponad dwóch tygodni, dzięki czemu spędziliśmy w jej świecie blisko czterdzieści godzin. Już w pierwszych minutach produkcja francuskiego studia Don't Nod (znanego choćby z wydanego w 2018 roku Vampyra) zachwyciła nas prowadzeniem narracji, a także pięknymi, wręcz filmowymi kadrami. Najważniejsza okazała się jednak sama historia, która nie tyle trzyma gracza w napięciu, co zgniata go w emocjonalnym imadle.

WITAJCIE W NEW EDEN Mamy rok 1695, do brzegów Ameryki Północnej przybija statek z Europy. Jego pasażerami są m.in. Antea Duarte oraz Red mac Raith (zabawny z niego Szkot), czyli zakochana para parającą się nietypową działalnością: żyją z tego, że eliminują ze świata doczesnego błąkające się po nim duchy zmarłych, które nawiedzają - najczęściej nie bez dobrego powodu - pozostawione na ziemskim padole rodziny i znajomych. Nasi bohaterowie przez ocean nie przeprawili się oczywiście bez powodu, lecz na wezwanie jednego ze swoich współpracowników, zaniepokojonego paranormalnymi zjawiskami, do których dochodzi w osadzie New Eden. Aliści okazuje się, że pogromcy duchów przybyli za późno. Ich mentor w międzyczasie poległ w walce z siłami nieczystymi, ale problem pozostał i powinien zostać rozwiązany. Rozmowa z jego duchem daje nam przedsmak tego, z czym przyjdzie graczowi się mierzyć, bo od razu otrzymujemy wyraźnie zarysowany dylemat moralny i credo pogromców, z którym wielokrotnie będziemy potem wchodzić w konflikt. Ale jeszcze nie teraz, nie tutaj… Mimo nalegań ducha, aby pozostawić go w grze, zostaje on odesłany w zaświaty. Nasi bohaterowie rozpoczynają zaś dziarsko swoją misję, ale już na samym jej początku Antea... ginie. I jej duch także pozostaje na ziemi, więc Red mac Raith powinien go – w końcu jest ich pogromcą – odesłać w zaświaty, w końcu takie są zasady. Kochankowie ulegają jednak pokusie odwrócenia losu... Zapada decyzja, że jednak będą dalej wspólnie iść przez New Eden i ratować nawiedzonych przez duchy mieszkańców, tak aby na końcu zaradzić rozprzestrzenianiu się koszmaru. On jako człowiek, ona jako zjawa. Podjęta wówczas decyzja (gracz nie ma na nią wpływu) i wybranie jednej z dwóch ścieżek, którą mają przebiegać losy Antei (tu już gracz wybiera i to nie raz), będą ciążyły nie tylko na stosunku świata zewnętrznego do naszych postaci, ale i na naszych decyzjach jako gracza. I będą to potężne dylematy! Jeśli bowiem będziemy chcieli docelowo przywrócić Anteę do życia, to musimy wydawać jak najwięcej wyroków skazujących na ludzi, gdyż ducha bohaterki można nasycić jedynie życiową esencją żywych osób. W powietrzu wisi więc także kolejne pytanie: jakim człowiekiem będzie po ewentualnym wskrzeszeniu Antea, skoro będzie syciła się energią osób, których sumienia bynajmniej nie są czyste?!



ŻYCIE DLA ŻYJĄCYCH, ŚMIERĆ DLA UMARŁYCH To co najtrudniejsze w tej grze to właśnie wcale nie walka z demonami, czasem naprawdę mocnymi, ale permanentne wydawanie wyroków. By jednak dojść do tego momentu musimy przeprowadzić w każdej drobiazgowe śledztwo i dotrzeć do istoty sprawy, co nigdy nie jest łatwe. Za każdym nawiedzanym nieszczęśnikiem i nawiedzającym go duchem stoi bowiem jakaś tajemnica, której nikt nie chce dobrowolnie ujawnić i dopiero postacie przymuszone naszymi ustaleniami stają w prawdzie. I gdy już wiemy wszystko, znamy przebieg wydarzeń i motywacje bohaterów, wtedy robi się rzeczywiście naprawdę dramatycznie. W zasadzie przed dokonaniem każdego wyboru graczowi towarzyszą duże rozterki, gdyż decyzja w jedną lub drugą stronę (opcje są trzy: poświęcenie, wypędzenie, wyniesienie) jest równie dobra, jak i zła. Każdy wyrok da się logicznie uzasadnić i każdy może przynieść niesprawiedliwość… Historie są tak dobrze napisane, że czasem przed ekranem trzeba zatrzymać się na kilka minut, żeby wreszcie postawić na którąś ze stron i to i tak z uczuciem jakiejś zadry. Dodatkową trudnością jest wspomniana wymuszona stronniczość gracza, który – jeśli chce doprowadzić do założonego wcześniej zakończenia – powinien podejmować konkretne decyzje: pozostawiać ludzi przy życiu albo odbierać im życiową esencję. Gracz musi ciągle odpowiadać sobie na pytanie: czy w imię dobra bohaterów, którymi steruje może naginać sumienie i wydawać wyroki skazujące, nawet mające racjonalne przesłanki?! Nie da się przejść obok tych dylematów obojętnie. I wydany wyrok ma też oczywiście konsekwencje dla fabuły. Ocalone postacie możemy spotkać za jakiś czas i uzyskać od nich intratne zadania do wykonania.
Nawiedzenia są oczywiście najważniejszą częścią rozgrywki, tym bardziej, że niektóre są częścią głównej fabuły. Żeby rozwikłać kolejne zadania musimy po drodze pokonać całe tabuny coraz mocniejszych demonów, a to wymaga ciągłego – jak to w grze RPG – rozwijania ekwipunku i umiejętności obydwu uzupełniających się w walce postaci. Na szczęście New Eden roi się od skrzyń (zamkniętych, przeklętych, zagubionych, ale i najzwyklejszych) z atrakcyjną zawartością, a tę ostatnią pozyskujemy także oczyszczając z pomiotu jego gniazda, wędrując przez otchłanie, gromiąc szczególnych przeciwników (elitarnych), znajdując też skarby (a wcześniej mapy z ich położeniem). Swoje statystyki możemy również znacznie poprawić odnajdując ołtarze, które przydają nam punktów życia i mocy. Czasem jest trudno, ale na szczęście gra oferuje zróżnicowane poziomu trudności: od fabularnego, poprzez łatwy, normalny, trudny po bardzo trudny. Można więc nawet w trakcie gry dostosować do swoich umiejętności siłę wrogów, jak i własne statystyki.



ZAGRAJ TO JESZCZE RAZ, SAM Grając w Banishers: Ghosts of New Eden można mieć wiele skojarzeń z innymi grami. W pierwszej kolejności, ze względu na fabułę i umiejscowienie w czasie i przestrzeni, przypomina się Greedfall. Walka (sterowanie dwoma bohaterami), ale też elementy przemieszczania się między lokacjami (miłe, przyciężkawe zeskoki, wspinanie się po skałach, przesuwanie się wzdłuż ściany, przeciskanie przez szczeliny, organizowanie sobie skrótów, poprzez przywiązywanie liny) i w ogóle układ lokacji to wypisz-wymaluj God of War (czy to nie wystarczająca zachęta?), z kolei zamglona sylwetka Antei i jej kąśliwe nieraz komentarze, także do toczonych przez Red mac Raith rozmów z osobami nie zdającymi sobie sprawy z obecności ducha, podsuwają postać Johna Silverstona z Cyberpunka 2077… A nad całością unosi się duch wspomnianego Vampyra, w której rozterki moralne też odgrywały pierwszoplanową rolę. Mimo tych podobieństw ta gra ma jednak własny charakter i swoją własną historię. A jak się ona kończy? To zależy – jak już wspomnieliśmy - od dokonywanych przez nas ciężkich wyborów. W zależności od ścieżki jaką podążymy otrzymujemy jedno z dwóch zasadniczych finałów z Andreą w roli głównej. Zapoznanie się z nim może sprawić, że w ostatecznym rozrachunku nie będziemy z siebie (i wydawanych wcześniej wyroków) zadowoleni i zapragniemy przeżyć tę historię raz jeszcze, ale inaczej. Czego doświadczył także piszący te słowa…

Grę w wersji na Playstation 5 udostępnił nam Plaion Polska. W Banishers: Ghosts of New Eden można także grać na Xbox Series X, a także na komputerach osobistych (PC)

 
 

FACEBOOK

DREWNO opałowe,

pocięte, połupane,

300 zł/ m3.

Tel. 534-933-167 


 

Reklama
REKLAMA
Reklama
REKLAMA
Reklama
REKLAMA
Reklama
REKLAMA